Plecionkarz w akcji 😉
Jako, że po powrocie do domu kurz zdążył już opaść, pora na podsumowanie wyprawy do Walii na kurs wyplatania wiklinowych trumien.
1. Scena pierwsza, akt pierwszy: Podróż do Bristolu
Ja: w dwóch swetrach, softshelu i kamizelce pikowanej, kaloszach do kolan, szwy w plecaku i bagażu podręcznym naciągnięte jak struna …
Reszta świata: w szortach, topach i japonkach
Szok termiczny…
2. Scena druga, akt pierwszy: Kontrola paszportowa
Ja: maksymalnie przyjacielski uśmiech nr 5
Pani kontrolerka: For how long did you come?
Ja: Ok, thanks…
Ona: ?????
Ja: ??????????
Szok językowy…
Długo by opisywać samą podróż. Streszczę się więc i napisze w pięciu słowach: pięknie, ekscytująco, gorąco, skomplikowanie i męcząco… ale dotarłam. Ufff!
Walia mnie nie zaskoczyła, było przepięknie, zielono, klimatycznie.
Cud miód i maliny…a raczej cud fish & chips…
Same warsztaty wyplatania trumny z wikliny bardzo pracowite, a pracownia Wyldwood Willow to miejsce, o jakim marzy chyba każdy plecionkarz. Mały, przyjazny warsztacik w zielonej przestrzeni, pełen pięknych wyrobów z wikliny i wspaniałych, ciepłych kobiet, czerpiących radość z własnych pasji, dziękuję Amanda Rayner, Petra Saunders, Jo i Bea.
I w tym wspaniałym miejscu…: ja!
Przez pierwszy dzień plotłam ze łzami wzruszenia w oczach…
Wrócę tam na pewno!!!!!
Po zakończeniu pracy nad trumną, skorzystałam z gościnności Patrycji i Scotta i zwiedziłam Lincoln i okolice- kawałeczek starej Anglii.
Od teraz stuletnia kamienica w Bytomiu nie jest już stara… perspektywa się zmieniła, po zwiedzeniu miast w których 500 lat ma co drugi dom, a i tysiącletnie mury nadal stoją.
Trudno to wszystko opisać…
I tak minął tydzień, pełny wrażeń, pełny emocji i pracy. Wróciłam ze zmęczonymi dłońmi i oczami, które musiały się nauczyć poruszać we wszystkich płaszczyznach tak by nic mi nie umknęło z cudownego otoczenia.
Akt ostatni, scena również:
Lotnisko w Dancaster
Ja: w dwóch swetrach, softshelu i kamizelce pikowanej, kaloszach do kolan, szwy w plecaku i bagażu podręcznym naciągnięte jak struna …
Pani na odprawie bagażu: The luggage is three kilograms heavier.
Ja: … w trzech swetrach, dwóch warstwach bielizny termo, polarze, softshelu i kamizelce pikowanej, kaloszach do kolan, w kieszeniach: skarpetki, dezodorant, pasta do zębów, kubek, solniczka, środek na komary… szwy w plecaku i bagażu podręcznym naciągnięte jak struna… ale udało się!!!
I oto jestem!!!
Jeśli komuś mało to piszcie, chętnie podzielę się szczegółami, które teraz śnią mi się po nocach! 🙂
Ps. Wszystkim serdecznie dziękuję za:
-pozytywna energię,
-trzymanie kciuków,
-modlitwy
… i co tam kto jeszcze robił w mojej intencji.
Wszystko to czułam i bardzo się przydało!
Ps. Tekst napisałam na facebook tuż po powrocie z wyprawy do Walii, gdzie nauczyłam się wyplatania wiklinowych trumien.
Dla wielu z Was ten temat jest trudny, a nawet szokujący, ale śmierć leży w naszej naturze tak jak narodziny i warto mieć to na uwadze.
Jako że bardzo jest mi bliska dbałość o naszą planetę, rozważam ekologiczne formy pochówku, a taką z całą pewnością jest wiklinowa trumna.
Dla mnie rozwiązanie idealne!
Więc gdy tylko się dowiedziałam o takiej formie tradycyjnych pochówków – w Anglii (ale nie tylko),
postanowiłam się tego nauczyć, wyplatając swoją trumnę.
Jak pomyślałam tak też zrobiłam! I dziś mam swoją piękną naturalną trumnę, a do tego umiejętność i przeżycia których już nie zapomnę 🙂